środa, 26 lutego 2014

Spermophilus Richardsonii Teodor i jego tragiczna historia.

Suseł Richardsona to jeden ze średniej wielkości gatunków wiewiórki ziemnej. Występuje na południu Kanady i północy Stanów Zjednoczonych. Zamieszkuje on prerie osiedlając się tylko na terenach, gdzie trawa jest na tyle niska, by nie uniemożliwiała obserwacji okolicy. Kopie podziemne korytarze o głębokości 2-3 metrów i długości do 10, stanowiące skomplikowany system nor o kilku wejściach. (…) link http://zoowitek.pl/pl/p/SUSEL-RICHARDSONA-Spermophilus-richardsonii-/107



Pozwoliłam sobie przytoczyć fragment fachowego opisu gryzonia, którego miałam okazję poznać kilka dni temu odwiedzając kumpelę. Wchodząc do elegancko urządzonego mieszkania na pierwszym planie w przedpokoju stała ogromna klatka. Pręty klatki były grube i dodatkowo wzmocnione stalowym drutem, co sprawiało wrażenia więzienia o zaostrzonym rygorze. Duże bydle, agresywne więc potrzebuje specjalnych środków ostrożności - pomyślałam pragmatycznie. Nigdy wcześniej nie widziałam susła dlatego, z zainteresowaniem, zaczęłam stukać palcem w pręty klatki i nawoływać namiętnym głosem, w celu wydobycia kreatury na światło dzienne. Po dziesięciu strasznych minutach w pozycji kolanowo-łokciowej i artykułowania słodkich słów i dźwięków, zrezygnowana siadłam i oznajmiłam kumpeli, że suseł nie żyje. Przecież to nie możliwe by był tak nieczuły na próby socjalizacji!
- Eee tam! Żyje, ale on leci tylko na żarcie. – oznajmiła kumpela i niedbałym gestem wręczyła mi pęczek pietruszki.
No dobra skurczybyku. Drugie podejście. Skoro nie złamał cie miód, lany strumieniami, przez wzmacniane pręty, wprost na twoje wiewiórcze serce to nie oprzesz się bio-pietruszce prosto z Tesco! Z tymi słowami przyklękłam ponownie przy klatce i zaczęłam kusząco pocierać warzywem o stal...To był moment. Gryzoń wyskoczył nie wiadomo skąd i rzucił się na pietruszkę jak ojciec dyrektor na emeryturę. O mały włos nie dostałam zawału serca! Z zaskoczenia i przerażenia odrzuciło mnie na ścianę, ale szybko odzyskałam godny wygląd i wróciłam do podtykania jarzyny pod chciwy pyszczek. Po wnikliwych oględzinach stwierdziłam, że ani nie jest taki duży, ani taki straszny jak go sobie wyobrażałam. Teodor wygląda jak typowa syberyjska wiewiórka. Ma rozmiary dużego szczura, poczciwy wyraz mordy, oczy w kształcie migdałów i ciut wyliniały ogon.
- Stara, on wygląda jak zwykła wiewiórka! Dam mu tą zieleninę przez drzwiczki. – krzyknęłam do koleżanki.
- Nie otwieraj klatki bo wyskoczy! – usłyszałam przerażony głos z kuchni.
- Czemu? Ucieka? Gryzie, czy co? – odkrzyknęłam,  posłusznie zamykając królestwo Teodora, zanim zdążył wyskoczyć i rzucić mi się do gardła.
- Jakiś czas temu mieliśmy smutny wypadek i od tamtej pory nie może już swobodnie chodzić po domu.

I tu zaczyna się wstrząsająca historia Spermophilusa Teodora.
Rzecz wydarzyła się, gdy znajomi kończyli remont mieszkania. Suseł od momentu zamieszkania z nimi mógł od czasu do czasu swobodnie spacerować po mieszkaniu. Zawsze był grzeczny i wracał po spacerze prosto do klatki. Pewnego wieczoru znajomi, jak zwykle, po ciężkim dniu w pracy, posprzątali po kolacji, nastawili pranie (kilka dni wcześniej kupili nową pralkę) i usiedli przed telewizorem a wiewiór wyszedł na obchód mieszkania. W domu panował półmrok rozświetlany jedynie poświatą z ekranu, rozłożeni na kanapie z lampką wina pogrążyli się w błogim relaksie. Wtem usłyszeli głośny trzask a z łazienki wydobył się błysk i dym. Najpierw siedzieli chwilę przerażeni w ciemnościach a później zerwali się z kanapy sprawdzić co się stało. Kumpela znalazła wielką latarkę i ostrożnie zajrzała do łazienki, w tym czasie jej mąż sprawdzał korki na korytarzu. Omiotła światłem wnętrze świątyni dumania i nie znalazła nic oprócz smrodu spalenizny. Wtem zza klozetu zataczając się wyszedł suseł. Gdy skierowała na niego światło latary zobaczyła, że ma osmaloną, zakrwawioną mordę i brakuje mu przednich zębów. Okazało się, że Teodor podczas spaceru postanowił sprawdzić chrupkość kabla od nowej pralki i w trakcie tego procederu wyjebało mu zęby (oraz korki w całym pionie budynku). Historia zakończyła się szczęśliwie bo pralka wiele nie ucierpiała a gadzinie zęby odrosły i po kilku miesiącach ciamkania zupy mógł na nowo cieszyć się twardym i chrupkim żarciem. 
Niestety, znając oszałamiający intelekt Teodora oraz jego otwartość na nowe potrawy, właściciele zabronili mu samotnych spacerów. 

poniedziałek, 24 lutego 2014

Konfrontacja

  W mojej głowie karnawał dopiero się rozpoczyna. Tłumy spoconych, półnagich, ludzi z pochodniami w dłoniach celebruje wolność. Kolorowe ulice, pokryte konfetti, butelkami po alkoholu, zapach dymu i drewna sandałowego – dzień sądu mojego człowieczeństwa. Palą się na stosach inkwizytorzy, krawaciarze, akwizytorzy, dewotki, marionetki. Ich miękkie kręgosłupy, chciwe spojrzenia, wąskie umysły zasłania dym. Patrzę z okna jak wolno rynsztokiem płynie zazdrość. Krzyczę pragnąc krwi i śmierci. Niech płoną, niech płoną!
Krople potu spływają mi po twarzy i piesiach. Oblizując wargi – ach znów słony smak nienawiści i rozpaczy. Nie ma Boga! Popiję słowa winem i będę krzyczeć głośniej. Stanę na parapet i będę widzieć lepiej. W białej koszuli nocnej rozłożę ręce 20 metrów nad ziemią, będę celebrować agonię marności i czekać na burzę. W tym szarym, znużonym, mieście gdzie pod grafitowym niebem, wśród pogrzebanego żywcem piękna, przemykają niechciane marzenia. Marzenia ludzi o oczach pustych, jak okna opuszczonego, przed laty, wieżowca. W tym mieście pełnym moralnych karaluchów stanę na parapecie z twarzą zwróconą ku niebu i rozkołyszę się nucąc kołysankę z dzieciństwa.
  Czy wiesz, że im mocniej zaciskasz powieki tym więcej kolorów wiruje przed oczami? Czy wiesz, że im mniej się boisz tym bardziej kołyszesz się na krawędzi parapetu? Czy wiesz, że im szerzej masz rozpostarte ramiona tym mniej ludzi będzie chciało cię objąć?
Im więcej wina tym większe pragnienie.
Rozpalcie stos, również dla mnie. Czarownicy należy się stos. Wysoki, z modrzewiowego drewna. Należą mi się pochodnie i bębny. Należy mi się sąd i pijana radość tych ode mnie wyzwolonych.

Spadł deszcz. Razem z deszczem pofrunęłam ku rozgrzanej ulicy.