sobota, 2 września 2017

Dance Macabre

Ktoś niedawno powiedział mi, że moje opowieści nie mają morału. Nie mają, ponieważ moja moralność nie daje mi prawa na to by bawiąc uczyć, jednak tym razem wysiliłam się bardziej. Wyobraziłam sobie jak oceniłby sytuację obywatel
dający co niedzielę na tacę, siadający do niedzielnego rosołu dyskutując z żoną jak tu podpierdolić sąsiada, walczący o prawa płodów a jednocześnie głuchy na płacz bitych dzieci za ścianą (wiadomo - kocha to bije). Pewnie nie do końca uda mi się wbić w te skarpety i sandały, ale kto nie próbuje ten nic nie osiąga.
Zaczynamy.
Klika lat temu, pożegnawszy kolejnego pracodawcę zamarzyła mi się praca, gdzie nikt nie będzie patrzył mi na ręce, klienci nie będą wydzwaniać z uprzejmymi pytaniami w stylu - "gdzie jest, kurwa, moje 20 tysięcy z OFE??", szef płacił na czas i tyle ile było ustalone a współpracownikami nie byłyby zawistne, niedojebane kobiety z wiecznym fochem spędzające 80% roboczogodzin na obrabianiu dupy innym zawistnym kobietom po wcześniejszym słodkim zapewnianiu ofiary - "ależ Iwonka, jak ty pięknie wyglądasz z tymi fioletowymi brwiami!
Przemyślałam dokładnie opcje i możliwości. Sporządziłam nawet listę takich spokojnych zawodów a wyglądała ona tak:
1 Tatuażysta - odpadł, bo nie czułam się wystarczająco dobra rysunku by orać jaskółki wokół owłosionych sutów. Ta opcja zostało odroczona, może kiedyś będę tylko 100 razy gorsza niż Beksiński i wtedy żaden sut mi nie straszny!
2 Nocny stróż - odpada, ochujałabym z nudów i zdechła z głodu
3 Motorniczy w tramwaju - odpada, słabo u mnie z empatią i mogłabym nie zahamować na czas lub hamować zbyt ochoczo w zależności od pokroju pasażerów i pieszych
4 Dróżnik na przejeździe kolejowym - odpada, ochujałabym z nudów a dodatkowo pewnie spała słodko po wcześniejszym ochujeniu i dopiero policja obudziłaby mnie z pytaniem - jak doszło do katastrofy?
5 Makijażysta trupów - weszło! Praca spokojna, klient grzeczny, ugodowy, nieawanturujący się mimo braku krawata, nikt nie chce patrzeć na ręce, kasa dobra, heavy metal dobrze brzmi w akustyce prosektorium.
Postanowione! Znalazłam Centrum Balsamacji i Tanatokosmetologii, zapisałam się na najbliższy kurs i wpłaciłam zaliczkę. Kurs odbywał się w mieście dzieciobójców Łodzi, szkolenie było dwudniowe, więc zarezerwowałam hotel na totalnym zadupiu, bo taniej i nie przemyślałam konsekwencji bliskości nasypów kolejowych, lasu i osiedla dla bezdomnych. Dopiero na miejscu dotarło do mnie, że będę musiała być jak Tommy Lee w ściganym - szybka, bezwzględna i nieustraszona.
Wyjeżdżając z domu byłam żegnana przez rodzinę i znajomych pukaniem w czoło i pełnymi obrzydzenia stwierdzeniami pod tytułem - skoro chcesz pracować w smrodzie to nie lepiej kible myć a nie od razu na trupa się porywać? Nie, nie lepiej. Ludzie nie wiecie jak wygląda kibel w damskiej toalecie w korpo! Tam grawitacja nie działa i oko Saurona nie sięga, mimo, że to Mordor.
Wracając do kursu, na miejscu stawiłam się punktualnie, ale przez wzgląd na to, iż to był cały kompleks prosektoriów musiałam zadzwonić by Mistrz Ceremonii po mnie wyszedł co też niezwłocznie uczynił. Idąc tam nie wiedziałam czy dam radę, dlatego wpłaciłam tylko zaliczkę a resztę pieniędzy za szkolenie miałam w kieszeni, żeby w razie czego móc uciec (mdlejąc i rzygając) z czystym sumieniem. Wyznaję zasadę, że nic na siłę. Nie potrzebowałam udowadniać sobie ani innym, że jestem hardcorem, dlatego podeszłam do sprawy z pełnym sceptycyzmem i poszanowaniem dla własnych emocji. Mistrz poprowadził mnie do pomieszczenia, pachnącego lizolem oraz zastawionego ciasteczkami i kawą, gdzie miała się odbyć cześć teoretyczna. Oprócz mnie były jeszcze dwie dziewczyny, niedożywiona studentka na wysokich obcasach i przaśna dziewczyna ze śląska tuż po rozwodzie, ewidentnie próbująca odbudować poczucie własnej wartości. Studentka ledwo mówiła słabym głosem a Dziewczynie Biesiadnej gęba się nie zamykała do tego stopnia, że w ciągu 60 minut poznałam historię jej nieudanego małżeństwa, chorób, braku satysfakcji seksualnej i patologicznych zachowań w rodzinie. Miałam nawet przyjaźnie zagaić słowami "stul wreszcie pysk!, ale nie dała mi dojść do słowa. Miał dojechać jeszcze jakiś Mietek, zagubiony kursant. Czekaliśmy na Mietka godzinę gawędząc i popijając kawkę no ale okazało się, że tuż pod Łodzią stwierdził, że to pierdoli i wraca do Radomia skąd nadciągał. No tego się nie spodziewałam, żeby mieszkaniec Radomia wystraszył się nieboszczyka, przecież tam przejście przez miasto po zmroku to jakby grać w Zombie Apocalipsę w realu.
Dostosowując się do dynamiki sytuacji, Guru szybko wbił nam do głów teorię a następnie oświadczył, że mamy przygotowanych dwóch denatów na dzień do części praktycznej, daje to 12 zwłok. Zrobiło się nerwowo ustały śmiechy i dokazywania. Dostałyśmy fartuchy i zostałyśmy wprowadzone do części gdzie ciasteczek się nie konsumuje. W tym momencie studentka zbladła pod grubą tapetą, oczy jej się zaszkliły i zapiszczała, że musi do łazienki. Poszła i już nie wróciła, przez okno zobaczyliśmy tylko czerwone podeszwy jej szpilek gdy biegła do auta pośpiesznie zarzucając stylowy płaszczyk na trzęsące, chude, ramiona. I tak z Śląską Chłopką Biesiadną zostałyśmy z 6 denatami na głowę.
Spojrzałyśmy na siebie znacząco, zakasałyśmy (przez względy bezpieczeństwa tylko teoretycznie) rękawy i wzięłyśmy się do roboty.
Pierwszy kontakt z ciałem był dla mnie mocno szokujący i nieprzyjemny, ale tylko dzięki mojej nowej koleżance. Gdy pierwszy nieboszczyk wjechał na warsztat dziewczyna wpadła w euforię. Gładziła go po torsie i dłoniach pierdoląc, jak potłuczona, że taka szkoda, bo to świetny facet itd. Nie będę przytaczać w pełni tego bełkotu, bo do dziś na samo wspomnienie targa mną wstręt i niedowierzanie. To był jedyny moment, w którym chciałam spierdalać, wziąć widelec i wydłubać sobie oczy oraz wbić gwoździe w uszy. Grubo. Na szczęście potem jej przeszło i już do końca dnia zachowywała się poprawnie, tylko od czasu do czasu gadała jak to mąż ją sponiewierał i złamał jej ducha. Borze liściasty szkoda, że jej szczęki nie złamał przy okazji.
Około 19 zakończyłyśmy pracowity dzień sukcesem w postaci wyrobionej normy, a że Dziewczyna Biesiadna była autem to zaproponowała mi podwózkę do hotelu. Przystałam na to z wahaniem, ale rozsądek wziął górę, bo w końcu był Listopad, wiec ciemno a hotel mieścił się gdzieś gdzie psy dupami szczekają. Po drodze wstąpiłyśmy do Manufaktury coś zjeść a koleżance standardowo morda się nie zamykała. Tym razem temat był inny. Wpadła w odmęty samozachwytu. Wychwalała się pod niebiosa, że skoro była w stanie cały dzień robić rekonstrukcję zwłok to już nic jej nie straszne, że bardzo tego potrzebowała by udowodnić sobie, że jest coś warta etc. Co było robić, kiwałam głową i utwierdzałam ją w tym przekonaniu. Odwiozła mnie do hotelu umówiłyśmy się , że rano mnie odbierze a następnie w chmurze swojej zajebistości pomknęła na swoją stancję.
Zajechana jak sandały Chrystusa po wycieczce przez pustynię, zakwaterowałam się w hotelu, wzięłam prysznic, dałam znać zainteresowanym, że żyję i ległam z książka w pościeli. Pierwszy sms od Dziewczyny Biesiadnej przyszedł tuż przed godziną 21 i brzmiał - "Jestem tu sama, nie mam do kogo się odezwać, boję się". No żesz kurwa, nie bacząc na swój instynkt samozachowawczy, odpisałam żeby zadzwoniła do przyjaciół lub rodziny to jej będzie lżej. Drugi sms - "boje się, że te staruszki do mnie przyjdą, bo naruszyłam ich prywatność", potem kolejny i kolejny w tym stylu a każdy coraz bardziej rozpaczliwy. W pierwszym odruchu kurwiąc pod nosem chciałam ją olać a potem wytłumaczyć, że zasnęłam, ale uprzytomniłam sobie, że jestem gdzieś na białym punkcie Łódzkiej mapy i ni chuja się stąd nie wydostanę komunikacją, więc muszę panikarę postawić na plecy, bo po mnie nie przyjedzie. Zadzwoniłam i kurwa, do dwunastej w nocy tłumaczyłam, że nic złego nie zrobiła i nie ma powodu by duchy ją ganiały w slipach po hotelu, że spokojnie może iść się wysikać, bo nic nie czai się pod prysznicem a z kibla nie wyskoczy pomarszczona twarz i nie ugryzie jej sztuczną szczęką w dupę i co najważniejsze nie musi do mnie przyjeżdżać na noc bo poradzi sobie sama. Walka była długa, zacięta i nierówna, prowadzona wśród szlochów i zgrzytania zębami, ale w końcu udało się, ogarnęła się i zasnęła.
Następnego dnia byłyśmy umówione na 8:30, wstałam o 6:30, wykąpałam się, a o 7:00 odebrałam telefon z nieśmiałym pytaniem czy już wstałam. Odebrałam, więc nie śpię do cholery! Aaa to dobrze, bo wiesz ja już pod hotelem twoim stoję, patrze w okna czy cie nie widać i czekam od 5:30, tak nie wiedziałam czy zadzwonić, ale trochę zmarzłam...
Co kurwa? Dżizas, kurwa, ja pierdolę to było jak cios w splot słoneczny. Ubrałam się szybko, spakowałam mandżur, oddałam klucz i zeszłam do nieszczęśnicy. Zastałam obraz nędzy i rozpaczy za kółkiem granatowej Fiesty. Twarz szara jak popiół, oczy opuchnięte, wczorajszy makijaż w okolicach żuchwy i deliryczna telepka. Wow, kierowca idealny. Zmusiłam ją do zjedzenia śniadania, wypicia 3 kaw i dopiero wsiadłam z nią do auta. Opanowała się trochę, ale zatrzymując się na każdym czerwonym świetle oglądała się nerwowo przez ramię a następnie wybuchała płaczem i smarkami zawodząc, że nie da rady. Cudem dojechałyśmy do prosektorium. Oczywiście nie chciała wejść nawet do nieboszczykowego pokoju ciasteczkowego. Wezwałam Mistrza Ceremonii, który zmierzył ja profesjonalnym spojrzeniem i stwierdził odkrywczo, że nic z tego nie będzie, dzisiaj działam sama. Następnie uspokajał ją godzinę, zapewniając, że jest super bo wczoraj dała czadu. Przyglądałam się temu paląc jednego fajka za drugim i drepcząc na jesiennym chłodzie, ale Guru to profesjonalista, wiec laska wróciła do jako takiego pionu i przepraszając odjechała na Śląsk.
Mi nie pozostało nic innego niż, włączyć heavy metal i ogarnąć resztę klientów.
No i morał tej opowieści.
Jeśli nie nie masz poukładanego życia. Jesteś na rozstaju dróg, niska samoocena i emocjonalna karuzela jebią cie w dzień i nocy to nie wystawiaj swojej psychiki na kolejne ciosy bo zesrasz się na rzadko a trup z szafy napluje ci do zupy.