piątek, 13 kwietnia 2018

Perfekcyjna Pani domu

Od jakiegoś czasu staram się jeść zdrowo, więc staram się gotować. Nie wiem jak to się stało, ale nagle po 2 miesiącach zbrzydły mi pieczone ziemniaki a jadłam je tylko raz dziennie z krótką przerwą na wielkanocne jajko. Więc dla odmiany postanowiłam upiec kurczaka w warzywach. Odważnie pomyślałam - chuj trochę hormonów mi nie zaszkodzi a może szczecina pod nosem się przerzedzi? Wczoraj obrałam gadzinę ze skóry i obkroiłam wszystko co najlepsze czyli gluty białego łoju. Resztki wrzuciłam, niefrasobliwie, do śmietnika a kurzego denata zamarynowałam by upiec go dzisiaj.
Śmieci miałam wynieść jeszcze wczoraj, ale gdy zasiadłam do pracy nagle zrobiło się ciemno a po ciemku do śmietnika nie chodzę. Czemu?
Otóż wspomniany, wolnostojący śmietnik znajduje się 2 przystanki od mojego bloku (ktoś, kto to wymyślił był zaprawdę geniuszem zła i chylę przed nim czoła) , tuż przy RODOS, krzakach w których koczuje tabor cyganów i ławeczkami, na których dzikie alko-pląsy urządza lokalne patokółko, to raz. Drugim ważniejszym powodem jest to, że nie mam stalowej zbroi ani nawet ochraniacza na jaja, więc nie rumakuję. O ja nieszczęsna! I nie, nie boję się cyganów, najebanych dresów (jestem z Woli) ani nawet zdrowej, wieczornej przebieżki! Za moim strachem kryje się historia z  piździernika tamtego roku...
Tuż przed wyjazdem do Warszawy, posprzątałam kwadrat i jak to zazwyczaj podczas sprzątania bywa uzbierałam 2 wory śmieci. Kurwa zadziwia mnie ile jeden człowiek potrafi naprodukować, ale to wszystko przez te hermetyczne opakowania, w dobie mody eko nawet ziemniaki sprzedają w zapakowane w folię vacum (wtf??). Wkurwia mnie to strasznie i prędzej mi ręka uschnie lub/i dupa schudnie niż takie ścierwo kupię. Wracając do tematu. Chwyciłam za wspomniane wory i nie zważając na ciemnicę, odważna niczym oddech absolutu i treser jednorożców w jednym, pozasuwałam do śmietnika. Już będąc przy kracie zauważyłam ruch, ale nie przejęłam się, otworzyłam zrobiłam kilka  kroków i mój wzrok padł na włochaty kształt umiejscowiony dokładnie na kontenerze do którego miałam, metodą huśtaną, wrzucić wory. O mały kocio! Uwielbiam koty, więc podchodząc ostrożnie wabiłam, puchatego faszystę, zalotnym kici, kici. Zareagował... Poruszył się i wtedy dotarło do mnie, ze kocio ma wydłużony pysk i łysy ogon. O kurwiu malusieńki! To był szczur. Wielki, dziki, wkurwiony szczur! Miałam szczury hodowlane i wiem, że dzikie to nie przelewki - rzucają do twarzy, celując w oczy gdy czują zagrożenie  a ja ze swoim kusicielskim kici, kici byłam ewidentnym zagrożeniem. Stałam sparaliżowana z różowymi worami (wory o zapachu malinowym, biodegradowalne, ale niestety widać przez nie puszki po browarach - nie polecam) w rękach. Zamachnąć się, tupać, spierdalać? Wszystkie opcje były rozsądne, ale nie... ja tam po prostu stałam, jak chuj na weselu, zmrożona strachem pocąc się paskudnie. Szczur chyba wyczuł, że ma do czynienia z miękkim zawodnikiem, pociągnął kilka razy nosem i zniknął w ciemnościach a ja nadal stałam ściskając w dłoniach malinowe wory, symbol iluzorycznej ekologii... Ocknęłam się po chwili, rzuciłam śmieciami w kontener obryzgując sobie plecy resztkami lasagni  i uciekłam. Od tamtej pory nie chodzę do śmietnika po zmroku, a jak chodzę w dzień to i tak mam broń białą, w postaci patelni, do obrony. Czemu patelnię? Dobrze lezy w dłoni, jest lekka i pasuje do mojej stylówy!
No dobra, bo zboczyłam z toru, o czym mówiłam? Kurczak. Bohater dzisiejszego posta. No właśnie, ten jebany kurczak, ptasi pomiot szatana, zgnił w ciągu jednej nocy w śmietniku a żeby nie było zbyt miło dorzuciłam do niego resztki mango. Mieszanka iście piorunująca, sztachnięcie się nią czyści zatoki i wyciska łzy z oczu.
Kurwa... piekłam czikena popłakując od słodkawego smrodu ze śmietnika... Tyle lat oglądania Gordona Ramseya nie poszło na marne - ten pieczony był boski, mimo trupiego odoru skóry wyrzuconej wczoraj. Ja jestem twardym skurwysynem, opierdolę pieczeń nad zwłokami, ale było grubo, czułam się jakbym poszła na wykwintną kolację z żulem. Nadal mój malinowy worek wydziela aromat prosektorium, więc czas wziąć patelnie w dłoń i udać się na wycieczkę pieszą celem dokarmienia szczurów.
Konkluzja na dziś - jeśli chcesz wkurwić sąsiada, obłóż się dojrzałym mango i odwal kitę przy rozkręconych na maksa kaloryferach (wersja zimowa) lub w południowej części mieszkania przy zamkniętych oknach(opcja letnia).
Moi mnie jeszcze nie wkurwili do tego stopnia, ale trzeba im przyznać, że się starają.

Zdjęcie jest oryginalne - tak odkamieniam krany...




2 komentarze:

  1. Hehe, dobre. Już zastanawiałem się czy coś jeszcze napiszesz. Ubawiłem się czytając twoje teksty, niby samo życie pisze scenariusze ale fajnie ubierasz je w słowa. Jak bedziesz w Krakowie stawiam piwo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki to miłe :) Browar zawsze na propsie, więc na pewno się odezwę jak będę zmierzać do grodu Kraka. Właśnie kończę kolejny post, więc częstotliwość wrzucania chujowa ale stabilna ;) Pozdrawiam

      Usuń